Święta już prawie za nami. To według polskiej tradycji, bo włoskie powiedzenie mówi, że ” l’Epifania tutte le feste si porta via”, czyli, że Trzech Króli za zabiera święta. Ja co prawda 2-go stycznia wracam już do pracy, ale jeszcze chwilkę chcę pocelebrować ten wspaniały czas, opowiadając o Świętach Bożego Narodzenia w Neapolu
Nie pamiętam, czy się pochwaliłam na fb, ale w tym roku po raz pierwszy – a mieszkam we Włoszech od 12 lat, z czego 4 w Neapolu, o czym pisałam w tekście o moich studiach doktoranckich, który możecie przeczytać tutaj – spędzam Święta Bożego Narodzenia w Neapolu. Dwa poprzednie lata spędziłam u siebie w Mediolanie, w tym roku spędzam z rodziną mojego męża. Muszę przyznać, że długo nie odczuwałam tej atmosfery, ponieważ przez kilka pierwszych dni wychodziliśmy na spacery zaledwie i jakieś szybkie zakupy, a w związku z tym, że teściowie nie mieszkają w samym centrum, tylko w jednej z dzielnic wyżej położonych, jak się nie ma powodu to nie jeździ się często giù Napoli.
Zatem pierwsze nasze wyjście to wczesne popołudnie 24-go grudnia, spotkanie z przyjaciółmi na aperitivo z życzeniami i upominkami na San Pasquale di Chiaia. Miejsce, które znane jest z masy małych pubów, zwanych baretti, i uczęszczane w dużej mierze przez młodych. I to przez cały rok. Nawet sobie nie wyobrażacie, jaki ścisk tam panował. Sama nie przepadam za tak tłocznymi miejscami, zwłaszcza od czasu, kiedy nie jest to już moja rozrywka i sposób spędzania wolnego czasu. Baretti di San Pasquale są jednak obowiązkowym punktem dla mojego męża i myślę dla wielu Neapolitańczyków. Miłe było spotkanie z przyjaciółmi, których z resztą nie mamy możliwości często spotykać.
Teraz część kulinarna. Na obiad moja teściowa od zawsze przygotowuje pizze, za którymi ja nie przepadam, ale mój mąż szaleje. Oprócz klasycznej margherity nieodzownym elementem obiadu wigilijnego jest również pizza e scarole. Nie wiem dokładnie, co to za zielone liściaste warzywo, ale oprócz niego są również orzeszki piniowe, oliwki i wersja ze szprotkami. Dosyć lekki obiad, po to tylko, aby zostawić miejsce na kolacje wigilijną, która w Neapolu jest równie ważna, co w Polsce. Czego nie można powiedzieć o północy, gdzie np. w Lombardii w ogóle nie czują tego dnia. Pomyślcie, że w Bari (Apulia), wieczerze robi się również w dzień przed Wigilią, kiedy obchodzona jest tzw. Antiwigilia. Myślę, że cztery dni z rzędu jedzenia tak obficie i smacznie to jest na pewno minimum 5 kilo na plusie. A w Apulii je się wyśmienicie.
Nasze menu wigilijne składało się z następujących potraw:
Primo piatto/ pierwsze danie
Secondo piatto /drugie danie
Dessert / deser
Dolci/ciasta
Nie zabrakło klasycznego Panettone.
Vino/wino
Likier/liquori
Limoncello, w końcu to Neapol.
Caffe/kawa
Wiem doskonale, że sa rodziny, gdzie je się o wiele więcej, ale uwierzcie, że to było bardzo dużo jak dla mnie.
Uwierzcie mi po takiej uczcie, chciałam już tylko iść spać (wiem, że to niezdrowo;)).
Opłatek, nie jest tradycją włoską, ale życzenia sobie składaliśmy mimo to, przed rozpoczęcie biesiadowania.
Rankiem w Boże Narodzenie ofiarowaliśmy sobie prezenty, tzn. każdy wziął prezent, który mu został przyniesiony przez Św. Mikołaja. Następnie spędziliśmy wspólnie czas w bardzo tradycyjny sposób. Ważnym punktem jest świąteczny obiad i tu mój teść, który jest głównym kucharzem nie zawiódł.
Nasze menu bożonarodzeniowe składało się z następujących potraw:
Antipasti/przystawki
Primo piatto/ pierwsze danie
Secondo piatto /drugie danie
Dessert / deser
Vino/wino
Likier/liquori
Limoncello
Caffe/kawa
Podobnie było również dzisiaj. Są takie włoskie i neapolitańskie rodziny, które jedzą obficie podczas wszystkich posiłków w dni świąteczne. Na szczęście u nas tak nie jest. Mówię „na szczęście”, bo takie jedzenie jest ogromnie obciążające, można sobie na coś takie pozwolić, ale trzeba również myśleć o oczyszczeniu organizmu w miarę możliwości szybko.
Chciałam Wam również opowiedzieć o dekoracji domu. Jest to dosyć ważne dla Neapolitańczyków. Prawie każda neapolitańska rodzina przygotowuje szopkę. W niektórych domach szopka jest ważniejsza od choinki, której może zabraknąć, podczas, gdy szopki nigdy.
Neapol jest bardzo znany z tradycji szopki. Na San Gregorio armeno, na całej ulicy są sklepiki sprzedające szopki i postaci do szopek. Większość jest rękodzielnicza, ale i tu komercja się wkrada. Zwłaszcza, że ogromną popularnością cieszą się również postaci aktualnie znane i lubiane, zwłaszcza na panteonie neapolitańskim, stąd również figurki piłkarzy. Szopki neapolitańskie to nie ubogie stajenny, ale całe miasta misternie zbudowane z różnymi detalami w postaci małych wodospadów z prawdziwą wodą i nie tylko. Widziałam różne szopki, niektóre były ogromne i zawsze imponujące. Szopkę przygotowujemy wraz z przygotowaniem choinki, czyli 8-go grudnia, w święto Matki Boskiej Niepokalanej, w Mediolanie 7-go grudnia w św. Ambrożego, który jest patronem miasta. W szopce ustawia się wszystkie postaci z wyjątkiem Jezuska, którego wkłada się do szopki o północy w Wigilię i według tradycji robi to najmłodszy członek rodziny.
Oprócz zwyczajowej choinki i szopki przyozdabia się również dom. Uwierzcie, widziałam wiele neapolitańskich domów pięknie przyozdobionych na Święta, ale to jak przyozdabiają go przyjaciele i sąsiedzi moich teściów, jest czymś niesamowitym.
Byliśmy u nich kilka dni temu i uprzejmie zgodzili się na zrobienie zdjęć temu bajkowemu miejscu. Giusy, neapolitańska mamma, jest główną sprawczynią tego ozdabiania. Ozdoby gromadzi od około 40 lat i ciągle coś dokupuje. Są rodziną, która sporo podróżuje i swoje ozdoby przywożą z najróżniejszych zakątków świata. Ozdabianie zaczyna się z końcem listopada i trwa około dwóch-trzech tygodni. Większość ozdób ma swoje miejsce od lat, niektóre je zmieniają w zależności od tego jak lepiej wygląda. Giusy mówi, że ma potrzebę odczuwania pełni atmosfery świątecznej. Nieskromnie, ale jest świadoma tego, że jej dom jest naprawdę świąteczny i wyjątkowy. Twierdzi, że po ciężkim dniu, kiedy wraca do domu, to już samo otworzenie drzwi przyprawia ją w inny, magiczny nastrój. Czy jesteście gotowi, aby i Was wprowadzić ten bajkowy świat Bożego Narodzenia w domu Rodziny Biancardi? Zaczynamy….
Ringrazio cordialmente la Famiglia Biancardi per avermi reso possibile questo servizio fotografico, la loro ospitalità e amicizia!
AAA, jeżeli tylko tej pizzy od teściowej nie lubisz, to rozumiem 😉 Ja lubię bardzo, nie tylko pizzę, ale i inne włoskie potrawy. Są absolutnie w moim stylu.
Cudowne
Dziękuję! 🙂
Ada, jak zawsze świetny wpis. Włoskie jedzenie definitywnie jest czymś o czym lubię czytać i na nie patrzeć. Nie lubisz pizzy? To ulubione danie mojej córki. Tradycja związana z robieniem szopek jest bardzo ciekawa i godna naśladowania, bo bardzo ważne są wszystkie rzeczy, które robi się wspólnie. Zwłaszcza, że robi się to 8 grudnia, w urodziny Nadii. Spotkania z przyjaciółmi w wigilię to także ciekawy akcent. Włoskie święta jawią się jako bardziej przyjemne niż polskie, gdzie panuje kult ciężkiej pracy w kuchni i niekończących się porządków. Pozdrawiam!
P.S. Zmień adres bloga w informacjach funpage’u, bo odsyła na stary adres.
Lubię pizzę, ale włoska kuchnia to nie tylko pizza;). A w święta jej nie jem, bo nie przepadam za tą robioną przez moją teściową – hahahahah;). Święta włoskie są zupełnie inne, jest się dłużej niż zazwyczaj w kuchni, ale bez porównania z czasem, który trzeba przeznaczyć na lepienie pierogów, robienie sałatek, ciast, smażenie lub pieczenie ryb i inne. Może tu jest różnica. Dzięki, za info o odsyłaczach na stary adres, poprawię. 🙂